
Odkryłam dziś, że niechcący wpasowałam się w bardzo dobry moment na założenie bloga.
31 sierpnia to podobno Dzień Blogów i międzynarodowy Dzień Blogera.
O swoim blogu nie mogę napisać zbyt wiele, gdyż jest dopiero w powijakach. Nie znam też jeszcze przepisu na to by twój blog był popularny, by ludzie komentowali twoje posty i by osiągnąć blogerskie poczucie spełnienia. O tym może za kilka lat. Chociaż.. jakoś jednak nie wyobrażam sobie siebie samej klepiącej posty "Jak zaistnieć w Blogosferze". Nawet nie czytuje takich rzeczy, wolę uczyć się metodą prób i błędów. Sorry.
Jednakże, aby "uczcić" jakoś tę środę...
postanowiłam zrobić ranking blogów, które odwiedzam.
Specjalnie nie nazywam tego TOP 5, ani nic z tych rzeczy. To po prostu 5 blogów na które wchodzę minimum raz w tygodniu:
1. Fashionelka - chociaż nie jestem fanką blogów modowych (teraz blog Elizy jest lifestylowy) to swoimi sumiennymi wpisami i luzackim podejściem do wielu rzeczy Eliza zdobyła moją sympatię. Uwielbiam tez oglądać jej zdjęcia z podróży.
2. Kasia Gandor - blog prowadzony również przez studentkę biotechnologii. Więc chyba nie muszę wyjaśniać czemu na niego zaglądam. Zresztą...sprawdźcie sami.
3. Blue Kangaroo - również blog studencki z wieloma poradami "Jak się uczyć, aby się nauczyć?" Nigdy nie korzystałam, bo takie uporządkowane życie jakoś ze mną nie współgra, ale można się napatrzeć i pozachwycać. To cudownie, że istnieją tak zorganizowani ludzie.
4. Niebałaganka - blog, który pomoże ci uporządkować życie, przestrzeń, mieszkanie. Dla mnie bomba, chociaż nigdy nie udaje mi się wcielić tego w życie.
5. Bez Nazwy - czyli blog Marcina - tej połowy naszego związku, która odznacza się ścisłym umysłem i jeszcze większą pasją do podróżowania. Ostatnio wrzucił całą serię zdjęć i postów z jego wyprawy do Czarnobyla, w której ja nie uczestniczyłam, więc miałam sporo do nadrabiania ;)
Jak wygląda wasza lista? Mam nadzieję, że kiedyś znajdzie się na niej miejsce dla nas ;)
Czy dzisiejszy dzień jest również TWOIM dniem, drogi Czytelniku?
Ale Dzień Blogera to nie jedyne małe "święto" związane z tą datą.
31 sierpnia 2011r. do naszego domu trafił mały, rudy i czteromiesięczny "szczur". Cały dzień spędził przerażony za łóżkiem, by dopiero następnego dnia zacząć oswajać się - najpierw z miską, a później z ludźmi.
Od kiedy się urodziłam w moim domu zawsze były psy, po poprzedniku Zołzy - dobermanie Szamanie wytrzymałyśmy 2 lata. Siostra podrzuciła nam (mnie i mamie, z którą jeszcze wtedy mieszkałam) link do internetowych ogłoszeń o szczeniakach/psach w schroniskach na terenie województwa łódzkiego.
Tak zakochałyśmy się w mordce z dokładnie tego zdjęcia:
Zdjęcie pochodzi z bloga wolontariuszy działających przy schronisku w Opocznie
Ruda panienka nosiła wtedy imię Dora i przywieziono nam ją z tego Opoczna do Łodzi.
Otrzymała u nas nowe imię - Zołza - wybrane przez moją starszą siostrę, która mianowała się kiedyś Naczelną Zołzą w rodzinie i chyba widziała w rudej swoją następczynie.
Ja wyszłam z propozycją: Freja lub Fiona (obie były rude!), ale to Zołza wygrała demokratyczne wybory, a ponadto Naczelnej Zołzie nie warto się sprzeciwiać.
Gdy pies zaaklimatyzował się w domu na tyle, by wyjść spod łóżka, obgryzł tapetę w świeżo wyremontowanej kuchni (nie wiedziałyśmy, że weźmiemy psa), wydarł kawał wykładziny podłogowej i obgryzł dwa koce - w tym jeden, który liczył sobie jakieś 18 lat i był moim dziecięcym kocykiem. Jakoś wybaczyłam. Za to bilans pogryzionych butów to ZERO!
Prócz tego okazało się, że kruszynka ma ADHD, co widać na dołączonym filmiku:
Przez te 5 lat Zołza nie zmieniła się prawie wcale. Ma tylko dłuższe włosy na ogonie i już nie wygląda jak szczur (swoją drogą bardzo lubię szczury).
Dla mnie zawsze będzie słodkim, małym szczeniaczkiem. Nawet, jeżeli waży 12,5 kg.
A gdyby ktoś był ciekawy jak minął mi dzień to żaliłam się na FP
Do przeczytania ;)